Artwork

Treść dostarczona przez Ewa Popielarz. Cała zawartość podcastów, w tym odcinki, grafika i opisy podcastów, jest przesyłana i udostępniana bezpośrednio przez Ewa Popielarz lub jego partnera na platformie podcastów. Jeśli uważasz, że ktoś wykorzystuje Twoje dzieło chronione prawem autorskim bez Twojej zgody, możesz postępować zgodnie z procedurą opisaną tutaj https://pl.player.fm/legal.
Player FM - aplikacja do podcastów
Przejdź do trybu offline z Player FM !

PDSK#032 Mastermind – najlepsze narzędzie biznesowe (podcast)

1:04:59
 
Udostępnij
 

Fetch error

Hmmm there seems to be a problem fetching this series right now. Last successful fetch was on April 11, 2024 12:32 (17d ago)

What now? This series will be checked again in the next day. If you believe it should be working, please verify the publisher's feed link below is valid and includes actual episode links. You can contact support to request the feed be immediately fetched.

Manage episode 377484584 series 2760076
Treść dostarczona przez Ewa Popielarz. Cała zawartość podcastów, w tym odcinki, grafika i opisy podcastów, jest przesyłana i udostępniana bezpośrednio przez Ewa Popielarz lub jego partnera na platformie podcastów. Jeśli uważasz, że ktoś wykorzystuje Twoje dzieło chronione prawem autorskim bez Twojej zgody, możesz postępować zgodnie z procedurą opisaną tutaj https://pl.player.fm/legal.

Zwykle kiedy siadam do rozpisywania skryptu kolejnego odcinka podcastu, mam w głowie jasną wizję tego, co chciałabym przekazać. Tym razem tak nie było. I to nie dlatego, że nie wiedziałam, o czym mówić. Wręcz przeciwnie – miałam w głowie tak dużo myśli, że po prostu nie potrafiłam zdecydować, jak je ułożyć w logiczny ciąg. A całe to zamieszanie przez zmianę tematu! Ten podcast nie będzie o pracy korektora czy freelancera, chociaż poniekąd wiąże się z tymi dziedzinami. Ten odcinek będzie o mastermindach, które są moim tegorocznym olśnieniem (bo odkrycie to za słabe słowo). Moim zdaniem to aktualnie najlepsze narzędzie do rozwijania swojego biznesu. Zapraszam Was na podcast o mastermindach!

Subskrybuj: Spotify | Apple Podcasts | Google Podcasts | YouTube | Inne

Montaż: Kamil Dudziński

Transkrypcja: Katarzyna Bień

Plan odcinka

  1. Moje początki z mastermindem
  2. Mastermind a inne formy rozwoju
  3. Rola moderatora
  4. Jak wygląda sesja mastermindowa
  5. Co najbardziej lubię w mastermindach
  6. W czym mi pomógł mastermind
  7. Dołącz do jesiennego mastermindu dla ludzi słowa

Źródła przywołane w odcinku

Transkrypcja podcastu #032 Mastermind – najlepsze narzędzie biznesowe

Moje początki z mastermindem

Powiedziałam, że mastermind to jest moje tegoroczne odkrycie, olśnienie, ale to nie do końca prawda. Tak – jest to moje odkrycie i olśnienie, tyle że niekoniecznie tegoroczne. W tego typu spotkaniach brałam udział już wcześniej. Ale teraz wiem, że to nie były mastermindy z prawdziwego zdarzenia, ale raczej rozmowy biznesowe. Tak bym je nazwała teraz – z perspektywy tego, co już wiem mastermindach.

Mniej więcej dwa lata temu razem z inną przedsiębiorczynią spotykałam się na takich konsultacjach online. Byłyśmy tylko we dwie i omawiałyśmy swoje problemy w prowadzeniu biznesu, mediów społecznościowych itp. Czułam się przez to mniej samotna w tym całym online’owym biznesie, który bardzo lubię, ale który skazuje większość osób pracujących w ten sposób na działanie w pojedynkę. Nie bez powodu o osobach, które prowadzą tego typu działalność, mówi się: soloprzedsiębiorcy.

Nasze spotkania ciągnęły się przez jakiś czas, rozmawiałyśmy sobie we dwie o naszych biznesowych bolączkach, a później to się urwało. Porzuciłam temat mastermindów, zapomniałam o nich. Ale w tym roku przygoda nagle odżyła. Podskórnie czułam już, że muszę wrócić do tych rozmów, bo – po pierwsze – z kolejnych szkoleń, w których uczestniczyłam, niczego nowego się nie dowiadywałam. Webinary już przestały odpowiadać na moje konkretne potrzeby.

Po drugie – nie miałam z kim o tym porozmawiać. Mogłam się wymienić uwagami z moim mężem, ale on zwykle mówił, że wszystko mu się podoba, że jest fajnie i żebym działała, a on mi pomoże, jak tylko będzie potrafił. To było bardzo wspierające, ale nie wskazywało mi, którą drogą mam pójść, nie ułatwiało mi podjęcia decyzji – bo decyzja i tak zawsze należy do mnie, niezależnie od tego, czy podejmuję ją sama, czy po konsultacji. Dzięki tym rozmowom miałam się przed kim wygadać. Czasem samo powiedzenie na głos tego, o czym się myśli, co się mieli w głowie – pomaga. Ale nie dawało mi to większego kopa do działania i do podejmowania decyzji, nie ułatwiało mi tego.

Kiedy na wiosnę 2023 roku jedna z osób, które obserwuję na Instagramie, ogłosiła, że tworzy czteroosobową grupę mastermindową – zgłosiłam się od razu. Poczułam, że to jest to! To jest to, czego mi brakuje. Zebrałyśmy się w cztery osoby – cztery dziewczyny, cztery przedsiębiorczynie. Bez moderatora ani moderatorki.

Ponoć nie ma przypadków. Dosłownie tydzień po tym, kiedy zgłosiłam się do tego mastermindu, napisała do mnie Ania Dyl, moje absolutne guru, jeśli chodzi o mastermindy – zresztą nie tylko moje. Ania napisała do mnie z propozycją wzięcia udziału w jej programie MasterMind Pro, czyli w szkoleniu dla moderatorów/moderatorek mastermindów. Naprawdę nie ma przypadków! Nie wiem, jak długo Ania zwykle namawia ludzi do udziału w swoim kursie, ale jest duże prawdopodobieństwo, że pobiłam jakiś rekord, bo naprawdę to była dosłownie sekunda. Przeczytałam maila od Ani i zobaczyłam błysk w głowie. Poczułam od razu, że to jest dokładnie to, czego mi brakowało.

Dopóki zajmowałam się głównie redakcją i korektą, współpracowałam z jednym, dwoma, trzema zleceniodawcami – radziłam sobie sama. Były to powtarzalne czynności, bez wielkich decyzji do podejmowania. Wystarczało mi w zupełności to, co wiedziałam, co sobie doczytałam, dosłuchałam, dopatrzyłam. Nie czułam potrzeby przegadywania tego z kimkolwiek.

Ale od 2020 roku prowadzę duże szkolenie dla korektorów – pod nazwą Akademia korekty tekstu. W 2023 roku odbyła się VI edycja tego szkolenia, więc już całkiem sporo osób przez nie przeszło. Jeszcze wcześniej, przed rokiem 2020, zaczęłam prowadzić webinary. Jednym słowem – poszłam w stronę szkoleń. I zaczęło się robić… problematycznie? Nie wiem, czy to jest dobre słowo. W każdym razie rzeczywiście coraz więcej problemów się nawarstwiało, coraz więcej było decyzji do podjęcia, coraz więcej możliwości, które musiałam przeanalizować, ocenić, bo nie byłam w stanie zrobić wszystkiego tego, co sobie wymyśliłam. Wtedy samotność w moim małym solobiznesie zaczęła mi powoli ciążyć.

A z drugiej strony – coraz więcej osób kończyło Akademię i zaczynało prężnie działać w online’owym świecie. Cały czas mam – głównie na Instagramie – kontakt z wieloma przedsiębiorcami i przedsiębiorczyniami nie tylko po Akademii. Widzę, jak świetne mają pomysły i niestety widzę też, jak często te pomysły nie przechodzą do fazy realizacji. Co więcej – doskonale ten stan rozumiem.

Bo ja sama na pomysł stworzenia Akademii wpadłam około 2018 roku. Mniej więcej dwa lata zajęło mi sprawienie, żeby Akademia ujrzała światło dzienne. Dwa lata! Oczywiście to jest kolosalny kurs i wiele czasu zajęło samo tworzenie materiałów, ale mogłabym to zrobić w kwartał, gdybym usiadła raz, a dobrze; gdybym miała cały know-how; gdybym wiedziała, jak to zrobić; gdybym miała motywację zewnętrzną; gdyby nie hamowali mnie syndrom oszusta do spółki z wewnętrznym krytykiem; gdybym się zmobilizowała i miała kogoś, z kim mogłabym przegadać trudności – i przeskoczyć przez nie szybciej. Zajęło mi to dwa lata, bo byłam sama.

Mastermind a inne formy rozwoju

Jestem przekonana, że gdybym wtedy – w momencie, kiedy tworzyłam Akademię – miała dostęp do takiego narzędzia, jakim jest mastermind, to stworzenie tego kursu może nie przyszłoby mi łatwiej, ale na pewno potoczyłoby się dużo, dużo szybciej. Tyle że ja wtedy nawet nie wiedziałam, że coś takiego jak mastermind istnieje. A nawet jeżeli kojarzyłam tę nazwę, to nie byłam w stanie sobie wyobrazić, jak taka sesja mastermindowa wygląda. Dlatego teraz, zanim przejdę do tego, co lubię w mastermindach i w czym mnie samej mastermind pomógł, poświęcę kilka słów temu, czym mastermind jest, czym takie spotkania różnią się od innych form rozwoju i jak taka sesja mastermindowa wygląda.

Weźmy sobie na tapet trzy różne formy edukacyjno-rozwojowe:

  • pierwsza – kursy, szkolenia, webinary,
  • druga – mentoring,
  • trzecia – mastermind.

Kursy, szkolenia, czyli mówienie: jeden do wielu. Mentoring: jeden do jednego albo do mniejszej grupy. I mastermind, czyli spotkania w małych grupach. Ale różnią się one od siebie nie tylko liczebnością. Żeby dobrze Wam to zobrazować, posłużę się – nomen omen – obrazem, czyli metaforą.

Wyobraźmy sobie las. A skoro mamy las, to musi się w nim znaleźć też Czerwony Kapturek. Albo dowolne inne dziewczę tudzież chłopiec, którzy chcą przez ten las przejść, bo po drugiej stronie jest cel, do którego dążą. Może to być chatka babci, Baby Jagi albo kogokolwiek innego, w każdym razie cel, do którego nasz bohater czy bohaterka chcą dotrzeć.

Załóżmy, że mamy trójkę bohaterów.

Pierwsza z tych osób nie ma zielonego pojęcia, co się w tym lesie znajduje. Stoi przed wielką ścianą drzew, która wygląda, jak mur w… „Grze o tron”. Nie ma żadnej mapy, żadnych narzędzi, żadnych wskazówek, które mogłyby ułatwić jej tę drogę. W zasadzie to może nawet nie do końca wiedzieć, jak ten cel, który jest po drugiej stronie, wygląda. I być może nawet gdyby go zobaczyła, toby go nie rozpoznała.

Taka osoba potrzebuje kursu, szkolenia. Potrzebuje, żeby ktoś ją wziął za rękę, podał jej mapę, nauczył ją z tej mapy korzystać, powiedział, gdzie są przeszkody, a najlepiej to ją jeszcze nad tymi przeszkodami przeniósł (to się zdarza rzadko) albo chociaż nauczył je omijać i przeprowadził na drugą stronę lasu. Wytłumaczył, jak szukać ścieżek, które grzyby zrywać, które są trujące itd. Osoba, która stała u wrót lasu, może na początku drogi nie mieć żadnej wiedzy, żadnych środków, żadnych zasobów, ale to nic, bo to człowiek prowadzący szkolenie dysponuje środkami. Taką formę rozwoju/pomocy zwykle wybierają ci, którzy do lasu wchodzą po raz pierwszy.

Ale jest też drugi bohater – człowiek, który w lesie już był, więc nie boi się wejść do środka. Stawia pierwsze kroki, zwykle całkiem nieźle zna swój cel, może nawet wiedzieć, jak szukać ścieżek, może mieć mapę, nawet jeśli niezbyt dokładną. Tyle że ta osoba nie do końca potrafi ocenić, która ze ścieżek zaznaczonych na mapie zaprowadzi ją do celu najszybciej. I kiedy staje na rozdrożu, jest w kropce. Nie ma dostatecznie dużo doświadczenia, środków, zasobów, żeby zdecydować, w którą stronę skręcić. Może oczywiście zrobić to na chybił trafił i liczyć na szczęście. Ale może po drodze wpaść w jakieś bagno.

Ta osoba potrzebuje mentora. Ma na tyle dużo zasobów, że kurs wiele w jej życiu nie zmieni, ale chciałaby skorzystać z wiedzy i z doświadczenia osoby, która na wędrówkach po lesie zjadła zęby. Dzięki temu nasz bohater szybciej dotrze do swojego celu i może mniej się ubrudzi po drodze.

No i wreszcie osoba numer trzy, czyli doświadczony piechur, koneser wędrówek po lasach. Osoba, która doskonale wie, do czego dąży, i – uwaga! to jest ważne! – z powodzeniem może tam dotrzeć samodzielnie, bo ma wszystkie do tego środki. Ale mimo to… zatrzymuje się w połowie drogi. Może brakuje jej motywacji, może brakuje odwagi, może jest wciąż za dużo możliwości, a jej trudno ocenić, na co się zdecydować. Nasz bohater widzi, gdzie jest bagno, gdzie są ruchome piaski, ale nadal pozostaje mu tyle opcji, że nie jest w stanie wybrać. Albo po prostu się boi. Albo nie wierzy, że jest w stanie sam osiągnąć cel.

Takie osoby bardzo często zapisują się na kolejne szkolenia, wykupują kolejne kursy, ale to im z jakiegoś powodu nic nie daje. Ciągle są w samym środku lasu, cel majaczy gdzieś na horyzoncie, ale w ogóle się nie przybliża. Te osoby mają wrażenie, że nie uczą się niczego nowego i mimo wszystkich odbytych szkoleń nie posuwają się do przodu. Co jest nie tak?

Ano nie tak jest to, że ta osoba jeszcze nie wierzy w to, że ma całą potrzebną jej w tym momencie wiedzę. Jedyne, czego potrzebuje, to zabranie się do działania. Działanie – to jest słowo klucz. Wtedy właśnie na scenę wkracza mastermind, czyli spotkania z innymi przedsiębiorcami, przedsiębiorczyniami, którzy są mniej więcej w tym samym miejscu, ale mają inne doświadczenia – z innych lasów, z innych dziedzin. Takie spotkanie to wymiana doświadczeń, która pozwala na jasne określenie kolejnych kroków. Nie przez kogoś z zewnątrz, przez mentora, tylko przez naszego bohatera! Przez tę osobę, która jest w środku lasu i najlepiej zna swój cel. Dzięki konsultacji z innymi, dzięki regularnym spotkaniom, dzięki subtelnej motywacji zewnętrznej – wreszcie zabierze się do działania i będzie kolejne kroki nie tylko definiować, precyzować, rozpisywać w punktach, ale też stawiać!

Jeszcze raz powtórzę, bo to jest bardzo ważne: DZIAŁANIE. Działanie – to słowo klucz w przypadku mastermindów. To forma rozwoju dla osób, które już mają wiedzę, mają wszystkie zasoby potrzebne do realizacji zamierzonego celu. I tylko potrzebują kopa do działania. Potrzebują rozmowy. To nie jest taki drobiazg, jak mogłoby się wydawać. Można by było pomyśleć: „Aaa, potrzebujesz rozmowy, to idź z kimś pogadaj. Nie masz jakichś kolegów, koleżanek, męża, żony, partnera, partnerki, mamy, taty? Pogadaj z nimi i działaj”.

Jakby to było takie proste, to mielibyśmy mnóstwo soloprzedsiębiorców ze wspaniałymi karierami, rozwiniętymi firmami, a dobrze wiemy, że tak nie jest. Nawet jeżeli ludzie mają potencjał do działania, to często nie działają. Dlaczego? Bo potrzebują merytorycznej rozmowy, potrzebują rozmowy z ludźmi, którzy ich zrozumieją. W samotności dopadają nas starzy znajomi, to znaczy wewnętrzny krytyk i syndrom oszusta. I ta samotność jest największą przeszkodą na drodze do celu.

Rola moderatora

Wiemy już, dla kogo mniej więcej są mastermindy, być może odnaleźliście się nawet w którymś z naszych bohaterów, ale teraz powiedzmy sobie jeszcze, jak właściwie wygląda mastermindowe spotkanie.

Przede wszystkim klasyczna grupa mastermindowa – taka, która dobrze działa i ma szansę rzeczywiście spełnić swoją funkcję – liczy sobie od czterech do pięciu osób. Pięć to już jest dużo, sesja mastermindowa będzie wtedy długo trwała, więc to raczej górna granica. Cztery lub pięć osób plus moderator albo moderatorka. Co robi taki moderator?

Zadaniem moderatora jest po pierwsze właściwe dobranie osób do grupy. Tak, żeby były trochę do siebie podobne, a trochę różne. Ich cele nie powinny się w stu procentach pokrywać. Nie jest to jakaś straszna przeszkoda, ale ważne, żeby te osoby nie miały poczucia, że są dla siebie konkurencją. To powinni być ludzie, którzy nie konkurują ze sobą, ale zrozumieją nawzajem swoje problemy i będą na podobnym poziomie rozwoju biznesu.

Wyobraźcie sobie, że w mastermindzie jest osoba, która ma pod sobą zespół dwudziestu ludzi, wyciąga milionowe przychody rocznie i dysponuje naprawdę ogromnymi środkami. Spotyka się z osobą, która jest soloprzedsiębiorcą, może ma wirtualną asystentkę albo asystenta, a może działa samodzielnie. A przychody? Do miliona jeszcze się nie zbliżają. Owszem – te osoby mogą ze sobą porozmawiać, ale ta, która jest w biznesie pięćset kroków dalej, mogłaby być raczej mentorem czy mentorką dla drugiej. Drugi uczestnik z kolei może działać dla kolegi czy koleżanki jako przedstawiciel czy przedstawicielka grupy docelowej, jeżeli rzeczywiście się w niej znajduje. Ale nie będą na równi, na tym samym poziomie w mastermindzie. A to jest bardzo ważne.

Inny przykład. Nie najlepiej się sprawdzi połączenie w jednej grupie osoby, która rozwija biznes w sieci, czyli biznes online, z kimś, kto działa wyłącznie stacjonarnie. Tutaj mam trochę mnie zastrzeżeń, bo być może znalazłyby się punkty wspólne, które pozwoliłyby tym osobom adaptować pewne rozwiązania do swoich biznesów – może byłoby to nawet kreatywne, twórcze. Ale gdybym miała strzelać w ciemno, tobym powiedziała, że sposoby ich działań będą jednak tak różne, że mogą się za bardzo rozjechać.

Właśnie dlatego tak ważne jest odpowiednie dobranie grupy. I to jest zadanie moderatora. Bo grupa mastermindowa oczywiście może się skrzyknąć samodzielnie – tak jak te, w których ja uczestniczyłam. Pierwsza była dwuosobowa, więc już teraz widzicie, dlaczego nazwałam ją na początku bardziej rozmowami biznesowymi niż mastermindem z prawdziwego zdarzenia. Druga grupa była już czteroosobowa. I rzeczywiście wiele rzeczy nas łączyło, chociażby praca online, ale nie miałyśmy moderatora i nikt dokładnie nie ocenił, czy rzeczywiście jesteśmy na podobnym poziomie rozwoju biznesowego i czy się będziemy uzupełniać. I tak fajnie to się sprawdzało, bo sam mastermind jest taką formą pomocy, że zadziała, nawet jeśli są jakieś niedostatki. Ale gdy moderator przygotuje ankietę na początek, porozmawia z osobami chętnymi do dołączenia do mastermindu, to mamy dużo większe prawdopodobieństwo, że spotkania naprawdę dadzą dużego naszemu biznesowi.

Drugim zadaniem moderatora jest utrzymać grupę w ryzach. To rola człowieka z zegarkiem. Moderator pilnuje czasu, pilnuje też kontraktu, czyli ustaleń, na które wszyscy się na początku godzą. Na przykład: pilnowania czasu. Jeżeli skończy się czas dla danej osoby – będę o tym czasie jeszcze za moment mówić – to moderator ma prawo, a wręcz obowiązek przerwać rozmowę. I nikt nie powinien się za to na niego obrażać, bo jest to w kontrakcie.

Dzieje się tak nie po to, żeby wytworzyć jakieś opresyjne formy kontroli, tylko po to, żeby każdy z uczestników wyniósł z sesji maksymalną wartość i żeby nikt nie czuł się pominięty.

Moderator zapewnia też miejsce do spotkań. Mogą to być oczywiście spotkania stacjonarne, ale najczęściej jednak odbywają się w sieci. Moderator tworzy pokój, w którym się spotykamy, czy to na Zoomie, czy na Discordzie, czy gdziekolwiek indziej. Utrzymuje kontakt z grupą, dba o to, żeby każdy dostał link do pokoju, żeby wiedział, o której godzinie jest spotkanie. Jeżeli ktoś pomiędzy spotkaniami ma jakieś problemy, sprawy organizacyjne do omówienia, to zgłasza się do moderatora, bo wie, że jest taka osoba, która trzyma wszystko w ryzach. Gdyby ktoś zachorował, coś by komuś wypadło, moderator kontaktuje się z innymi i ustala inny termin spotkania. Dzięki temu uczestnicy mogą się skupić na najważniejszym, czyli na czym? Na działaniu oczywiście.

I na koniec – moderator pomaga sformułować pytanie, sformułować problem, z którym każdy z uczestników przychodzi na spotkanie. To kluczowy element każdego mastermindu, więc musimy się przy tym punkcie zatrzymać nieco dłużej.

Jak wygląda sesja mastermindowa

Klasyczny mastermind w grupie cztero- czy pięcioosobowej zaczyna się od krótkiej sesji na dobry początek. Każdy z uczestników ma wtedy dosłownie kilka minut na to, żeby powiedzieć, z jakim nastawieniem rozpoczyna spotkanie i jak sobie poradził z zadaniami, które sam sobie wyznaczył na ostatniej sesji.

To działa mobilizująco. Jeżeli między mastermindami dopadnie nas prokrastynacja, zniechęcenie, to będziemy mieć z tyłu głowy myśl, że na początku spotkania trzeba będzie powiedzieć, że nie dopełniliśmy zobowiązań. Oczywiście nikt nam nie da za to minusika, nikt nas nie ukarze. Nie wywiążemy się tylko przed sobą, ale… Jest to jednak pewien rodzaj zewnętrznej motywacji. Trochę głupio przyznać, że się nie wypełniło deklaracji. I niby wiemy, że bierzemy sami za siebie odpowiedzialność, ale myślę, że rozumiecie, o czym mówię. Jeśli powiemy coś publicznie, chociażby w czteroosobowej grupie (plus moderator czy moderatorka), to już nadaje deklaracji wyższą rangę.

Podzielenie się nastrojem na starcie też nie jest bezzasadne. Moglibyście sobie pomyśleć: „A tam, taka gadka szmatka, pitu, pitu. Co niby daje mówienie o tym, jak się dzisiaj czuję i czy mnie głowa boli, czy nie boli”. Po pierwsze – ktoś może mieć naprawdę trudny życiowo czas, ale mimo to przyjść na mastermind. Jest mu ciężko, nie spał trzy noce, coś złego się dzieje, może jakaś choroba w rodzinie… Jeżeli dowiemy się o tym na początku, to łatwiej nam zrozumieć zachowania tego człowieka, łatwiej nam pojąć, dlaczego jest dziś przygaszony. Nie wyskoczymy wtedy z nietaktownym pytaniem typu: „Hej! Co tam? Uśmiechnij się! Zawsze tak tryskasz humorem. Gdzie te twoje żarciki?”. Będziemy delikatniejsi, a ta osoba będzie się czuła bezpieczniej.

Poza tym ciekawe jest to, jak nastrój się zmienia wraz z trwaniem mastermindu. Bardzo często na początku wiele osób mówi, że są zmęczone, niewyspane, że mają dużo pracy. Zwykle na mastermindach spotykają się przedsiębiorcy. No a jak ktoś jest przedsiębiorcą, pracuje na własny rachunek, to pracy jest zwykle więcej, niż da się ogarnąć. Więc to nie jest dziwne, że jesteśmy zmęczeni.

Ale – co ciekawe – najczęściej pod koniec spotkania to zmęczenie znika albo kryje się pod masą pomysłów, od których głowa aż pęka! Pod dobrą energią, która nas aż rozsadza od środka, bo mamy poczucie, że endorfiny szaleją. Mamy poczucie, że komuś pomogliśmy. Ktoś przyszedł z problemem, zrobiliśmy burzę mózgów, ten ktoś notował, uśmiechnął się, ma jakieś postanowienia. A ktoś inny pomógł nam i nagle wiemy, jak rozwiązać problem, albo wiemy, że droga, którą wybraliśmy, jest dobra. To takie wirtualne ładowanie baterii i gromadzenie kolejnych zasobów do działania.

Długo mówiłam o tym wprowadzeniu, które de facto jest bardzo krótkie, bo to dosłownie po kilka minut na osobę. Ale to naprawdę istotny element. Ja sama zrozumiałam to dopiero wtedy, kiedy tego doświadczyłam. Chcę to więc podkreślić, żebyście sobie nie pomyśleli, że można się spóźnić pięć minut na mastermind, najwyżej się nie usłyszy początku, ale nic się nie traci. No nie, każdy element jest bardzo ważny!

Przejdźmy do kluczowej części mastermindu, czyli do tak zwanych zgłoszeń. I tu się należy pewne wprowadzenie. Cały cykl spotkań mastermindowych może trwać około trzech miesięcy. W tym czasie spotykamy się średnio co dwa–trzy tygodnie. Każdy z uczestników mastermindu dąży przez ten kwartał do zrealizowania jakiegoś celu. Może to być rozkręcenie mediów społecznościowych, stworzenie i zautomatyzowanie newslettera albo wprowadzenie innych automatyzacji w biznesie, może to być wypuszczenie w świat kursu albo e-booka, albo książki, albo założenie strony internetowej, bloga, podcastu… Na kolejnych spotkaniach popychamy te cele do przodu, wykonując kolejne kroki.

I to właśnie te kroki są przedmiotami zgłoszeń. Oczywiście będą takie, które jesteśmy w stanie wykonać samodzielnie, bez konsultacji, bo na przykład świetnie piszemy, więc jak już ustalimy sobie strukturę maili, które będziemy wysyłać w newsletterze (bo nam to podpowiedzą nasi współmastermindowicze), sami sobie ten newsletter napiszemy. Nikt nie będzie musiał tego sprawdzać. Ale będą na tej drodze też kroki, które sprawią nam większą trudność. I to nie jest tak, że sobie z nimi nie poradzimy. Poradzimy, tylko będziemy musieli znaleźć informacje, coś doczytać, czegoś się dowiedzieć… Będziemy mieć nagle przesyt informacji, bo znalezienie ich w internecie w dzisiejszych czasach pewnie nie sprawi nam większych problemów, ale już selekcja może być problemem, gdy robimy to po raz pierwszy.

Załóżmy, że chcemy założyć newsletter, ale nie wiemy za bardzo, jaki powinien być pierwszy krok. Coś tam czytaliśmy, ale nasza wiedza jest tak nieuporządkowana, tak chaotyczna, że od kilku miesięcy myślimy o tym, że warto by newsletter założyć, ale nie stawiamy pierwszego kroku. Bo się boimy, bo nie wiemy, jak ten krok powinien wyglądać, albo nie wiemy, czy będzie słuszny. W związku z tym nie robimy go wcale i newslettera nie ma.

I tutaj przychodzi z pomocą mastermind. Każda z osób, które biorą udział w mastermindzie, ma dla siebie 20 minut. Może w tym czasie poprosić grupę na przykład o określenie plusów i minusów newsletterów. Inni mastermindowicze wcale nie muszą swoich newsletterów prowadzić – wystarczy, że jakieś czytają. Ich zadaniem nie jest powiedzieć nam, co mamy dokładnie zrobić. To nie na tym polega mastermind. Osoby, które są z nami w grupie, mają zarzucić nas swoimi doświadczeniami, swoimi przemyśleniami, swoimi – uwaga! – pytaniami, z których my wybierzemy to, co jest dla nas najistotniejsze, najważniejsze, najkorzystniejsze. I podejmiemy samodzielnie jakąś decyzję.

W kontekście newsletterów można zapytać na przykład o przykładowe sekwencje powitalne. Takie, które osoby z naszej grupy albo same tworzą, albo same dostają. Mogą to być newslettery z zupełnie innej branży niż osoby, która to zgłoszenie przedstawiła, ale ona już sobie to u siebie wykorzysta i dostosuje do swoich potrzeb.

Można też dopytać o ciekawe lead magnety. Można poprosić o feedback do maila powitalnego albo do landing page’a, który będzie zachęcał do zapisów na nasz newsletter. Można omówić sposoby reklamowania takiego mailingu albo tematy, jakie warto w nim poruszać, czy metody nienachalnej sprzedaży produktów i usług przez newsletter. To już co najmniej kilka tematów, więc materiał do pracy na kilka kolejnych tygodni.

Jeżeli po każdej takiej sesji będziemy wychodzić z zeszytem zapisanym różnymi pomysłami i z konkretnym zadaniem i jeżeli będziemy rzeczywiście popychać pracę do przodu – to po trzech miesiącach landing page będzie hulać, będą już pierwsi subskrybenci newslettera, będzie stworzona sekwencja powitalna i pewnie już jakieś pierwsze maile od nas wyjdą, a może nawet pojawi się pierwszy zarobek. Cel na dany kwartał – ten cel, który był odkładany przez długie miesiące, bo tak ciężko było zrobić pierwszy krok – zostanie zrealizowany! Od planowania przejdziemy do działania. Bo na działaniu polega mastermind.

To były zgłoszenia, czyli kluczowe, dwudziestominutowe fragmenty mastermindu, przeznaczone dla każdej z biorących w nim udział osób. Pod koniec każdej sesji przychodzi jeszcze czas na podsumowania. Znów każda z osób dostaje kilka minut dla siebie, żeby podzielić się tym, z czym dzisiaj wychodzi. Króciutko mówi o tym, jakie ma wnioski, co ją najbardziej uderzyło, a potem – uwaga! – określa precyzyjnie swoje zadanie na najbliższe dwa czy trzy tygodnie – do kolejnego mastermindu. W doprecyzowaniu zadania pomaga moderator, który dopilnuje, żeby było ono konkretne, ale też żeby nie wziąć na siebie za dużo. Bo nie sztuką jest zobowiązać się do tysiąca rzeczy, a potem frustrować się, że się ich nie zrealizowało.

Tutaj sesja się kończy. Żegnamy się i widzimy się następnym razem za dwa, trzy tygodnie. W sumie spotkanie trwa około dwóch i pół godziny w grupie czteroosobowej. Tak, na mastermind trzeba mieć czas! Ale ten czas to inwestycja. Dzięki temu nie marnujemy kolejnych tygodni, miesięcy, a czasem nawet lat na myślenie o tym, co moglibyśmy zrobić. Tylko po prostu siadamy i to robimy.

Co najbardziej lubię w mastermindach

Co już wiemy? Wiemy już, dla kogo jest mastermind. Wiemy, jak mniej więcej sesja mastermindowa wygląda. Teraz pora na trzy rzeczy, dla których ja tak bardzo polubiłam mastermindy.

Po pierwsze – milczenie

Po tym, jak zgłosisz swój problem i wspólnie z moderatorem doprecyzujesz, o co Ci tak naprawdę chodzi – wyciszasz mikrofon. Twoja rola w tym momencie się kończy, teraz już tylko słuchasz, a właściwie to słuchasz. I notujesz. Moderator zadba o to, żeby Twoje zgłoszenie było jasne dla wszystkich, żeby nie było zbyt ogólne (bo wtedy dostaniesz mnóstwo ogólnikowych rad, z którymi dalej nic nie zrobisz), ale też – żeby nie było to pytanie typu A czy B. Bo uczestnicy mastermindu nie są po to, żeby Ci powiedzieć, czy masz iść ścieżką A, czy ścieżką B. Ty to wiesz najlepiej, bo Ty znasz swoją sytuację, zasoby, możliwości. Grupa ma Ci tylko dać kontekst potrzebny do podjęcia tej decyzji.

Kiedy grupa daje Ci ten kontekst, Ty milczysz. Dlaczego milczenie jest tak ważne? Przede wszystkim dlatego, że chroni Cię przed efektem ping-ponga. Jeżeli krok, który masz postawić, jest dla Ciebie trudny – a jest trudny, bo w przeciwnym wypadku mastermind byłby Ci niepotrzebny – to masz w sobie pewnie wiele oporu, przekonań, które blokują Cię przed działaniem. Jeżeli więc ktoś z grupy rzuci propozycję, to Twoją pierwszą myślą może być: „Nieee, to się nie uda. Tak się nie da. To nie wyjdzie”.

Ale milczysz. Milczysz, słuchasz, notujesz. Pozwalasz, żeby myśli bombardowały Ci głowę, wpuszczasz je do głowy, nie odbijasz, zanim zdążą się tam zakotłować, zadomowić i połączyć z innymi myślami. To mogą być myśli, które już Ci do głowy przychodziły i które były przez jakieś przekonania, opory odrzucone. To mogą być myśli zupełnie nowe. To mogą być myśli sprzeczne z Twoimi założeniami. A może właśnie będą to myśli potwierdzające, że to, co od miesięcy planujesz, jest właściwą drogą. Pozwalasz na razie, żeby to wszystko w Tobie pracowało. I milczysz, i notujesz.

I nie musisz się nawet (a w zasadzie to nawet nie możesz) od razu do tego odnosić. Notujesz, kończy się Twój czas, sekundka przerwy na uspokojenie, ciszę, zebranie myśli – i przechodzimy do kolejnego zgłoszenia. Na samym końcu mastermindu będziesz mieć kilka minut w ciszy na powrót do tych notatek, przemyślenie wszystkiego, podsumowanie i zadeklarowanie działań na kolejne dwa tygodnie.

Po drugie – czerpanie ze zgłoszeń innych osób

Druga rzecz, którą bardzo lubię w mastermindach, to czerpanie ze zgłoszeń innych osób. Być może ktoś z Was miał takie myśli: „Łeee, mam dwie i pół godziny siedzieć, a dla mnie jest tylko dwadzieścia minut? Bez sensu, co ja z tego wyciągnę?”. Ale to nie tak! Na początku mówiłam o odpowiednim dobraniu grupy. Dlaczego to jest tak ważne? Właśnie dlatego, że osoby z Twojego mastermindu, będą do Ciebie podobne. Ich biznesowe problemy będą podobne. Wasze branże nawet nie muszą się pokrywać, nie musicie mieć takich samych celów.

Wiele razy w mastermindach, w których uczestniczyłam albo które moderowałam, zdarzało się, że ktoś mówił w podsumowaniu, że ze swojego zgłoszenia wyciąga dla siebie to i to, a ze zgłoszenia na przykład Magdy wyciąga to i to. Bo czerpiemy dla siebie nie tylko przez nasze dwadzieścia minut. Cały mastermind to jedna wielka skarbnica praktycznej wiedzy i motywacji. A także różnego podejścia każdego z uczestników.

Każdy z nas jest inny. Jedna osoba, kiedy usłyszy jakieś zgłoszenie, będzie się skupiała na technikaliach i powie: „Jest ci potrzebne to, to i to. Wypróbuj ten program, przetestuj to, przeczytaj tę książkę, zaobserwuj tego człowieka”. Inna osoba uderzy w aspekt wewnętrznych przekonań, motywacji. Jeszcze inna poda Ci przykłady z zupełnie innej branży, które możesz wykorzystać. To naprawdę ogromna skarbnica różnych pomysłów, które się kumulują i bombardują Cię przez te dwadzieścia minut, ale też w czasie, kiedy roztrząsacie problemy innych osób.

Wartość ma to nawet wtedy, kiedy osoby z Twojej grupy będą powtarzały to samo! Często się zdarza, że ktoś zaczyna odpowiadać na Twoje zgłoszenie, coś proponuje, a druga osoba mówi: „Ej, to samo miałam powiedzieć” – i kontynuuje. Teoretycznie mówi to samo, ale czasami ważne jest, żeby usłyszeć coś, o czym doskonale wiemy, ale wypowiedziane innymi słowami.

Podam teraz przykład zupełnie spoza mastermindu. Wiem dobrze, że trzeba pić wodę, dużo wody. Czytałam o tym, miałam różne habit trackery: na papierze, na komórce… Różni lekarze mi o tym mówili. Czasem wodę piłam, czasem nie. Jakoś nie mogłam się do tego zmobilizować. I dopiero w momencie, kiedy kardiolożka powiedziała mi kiedyś: „WODA! Ewa, woda! (Pani doktor była bardzo bezpośrednia, od razu mówiła na ty). Masz pić tyle wody, żeby ci się wylewało uszami!” – nie wiem, co się wydarzyło! Coś we mnie kliknęło i pomyślałam: „Ahaaa, to o to chodzi!”.

Pewnie jakiś psycholog by wyjaśnił, jaki mechanizm tu zadziałał. Ale naprawdę od tamtego momentu piję wodę. Tyle, ile trzeba, a nawet więcej, bo przecież kardiolożka powiedziała, że ma się wylewać uszami.

I na matermindzie też tak bywa. Usłyszysz coś, o czym doskonale wiesz, i nagle: pyk! Coś zaskoczy! I powiesz sobie: „Da się, dam radę, zrobię to”. I to zrobisz. Bo wiesz już, że to jest najlepszy czas na działanie.

Po trzecie – pytania

No i wreszcie trzeci element, za który lubię mastermindy – pytania. Smutna refleksja na początek: wydaje mi się, że to ze szkoły wychodzimy z przekonaniem, że kto pyta, ten nie wie. Oczywiście powstają różne szkoły, wszystko zależy od nauczycieli i chwała tym, którzy to zmieniają. Ale niestety często bywa tak, że kiedy Jasiu zada pytanie na lekcji, to nie dostaje wprost odpowiedzi i nie jest chwalony za to, że zapytał, tylko pytanie jest rzucane dalej w klasę: „No kto odpowie Jasiowi? No kto powie? Marysia, wstań, odpowiedz. Pięknie, Marysiu, siadaj, dostajesz plusika. A Ty, Jasiu, następnym razem się przygotuj”. I z czym ma nasz Jaś wyjść? Przecież on nic złego nie zrobił – zadał pytanie, bo chciał się dowiedzieć. Nie wiedział, ale zadał pytanie. Poszedł najkrótszą drogą do celu. Zadał pytanie, żeby wiedzieć więcej. Ale niestety dowiedział się głównie tego, że zadawanie pytań nie świadczy o nim najlepiej. Czy w przyszłości taki Jasiu będzie zadawał pytania? Pewnie się sto razy zastanowi, zanim to zrobi.

Niestety widzę to w grupach, które prowadzę, a które zrzeszają dorosłych ludzi. W grupie dla kursantów Akademii pierwsze dni to przekonywanie dorosłych ludzi, że mogą zadawać pytania i że to nie świadczy o nich źle. Bo pytania to jest klucz do uzyskania odpowiedzi. W czasie mastermindu czasem sformułowanie pytania, które zadamy grupie, trwa dziesięć–piętnaście minut.

Kiedy ja na kursie u Ani Dyl byłam moderatorką, to jedno pytanie formułowałam z osobą, która je wtedy przedstawiała grupie, około ośmiu minut. To prawie połowa czasu przeznaczonego dla danej osoby. Na odpowiedzi nie zostaje wtedy wiele miejsca, ale samo właściwe sformułowanie pytania pozwala uświadomić sobie, w czym tkwi problem. A jak już problem jest zlokalizowany, to rozwiązanie go to tylko kwestia czasu.

Innym razem mogą nam pomóc nie odpowiedzi osób, które są w naszej grupie, ale zadanie przez nich pytania. Przypominam, że nie odpowiadamy na nie od razu – chyba że to jest pytanie doprecyzowujące, które pozwala grupie lepiej się odnieść do tematu. Wtedy tak, włączamy mikrofon na chwilkę i szybciutko odpowiadamy. Ale czasem pytania lecą w przestrzeń i można poczuć frustrację, no bo jak to – przychodzimy na mastermind po pomysły, wskazówki, doświadczenia. A tutaj znowu kolejne pytania! To mało mam swoich? Ale nie mogę tego powiedzieć od razu, bo milczę – mam wyciszony mikrofon. Zapisuję sobie te pytania. I nawet jeżeli one zostaną ze mną przez najbliższy tydzień, to w końcu dojdę do tego, jak na nie odpowiedzieć. A bardzo często odpowiedzi na te pytania będą równocześnie rozwiązaniem, które popchnie mnie do celu.

W czym mi pomógł mastermind

Pięknie się opowiada o teorii mastermindowej, ale teraz konkrety, twarde dane, fakty. Pokażę Wam wpływ mastermindu na moją działalność biznesową na przykładzie roku 2023:

Moje plany na rok 2023

W pierwszej połowie roku działałam jeszcze bez wsparcia mastermindów. Zrealizowałam wtedy – oprócz prac redakcyjnych – jeden projekt, czyli Akademię korekty tekstu. Ponieważ to była szósta edycja, to cały know-how już miałam opracowany. I oczywiście same spotkania na żywo, pomoc kursantom, obecność w grupie – wszystko to zabiera bardzo dużo czasu, ale robię to od trzech lat i wiem, jak to sobie zorganizować. Spokojnie mogłabym w tym czasie wygospodarować chwilę na inne projekty – i nawet miałam taki plan. Ale ten plan rozbił się o coś. Właściwie to nawet nie wiem, co to było. Jakieś niewidzialne wyboje zablokowały mnie na tyle, że poprzestałam na Akademii.

Na wiosnę zaczęła się moja przygoda z mastermindami. Najpierw dołączyłam do grupy – łącznie ze mną – czterech przedsiębiorczych kobiet. To była, tak jak wspominałam, grupa niemoderowana. Potem zaczęłam kurs Ani Dyl, który w znacznej mierze opiera się na praktyce, czyli na sesjach mastermindowych. Miałam okazję w czasie tych sesji i być moderatorką, i wielokrotnie siedzieć na – jak to mówi Ania – krześle miłości, a więc prezentować swoje biznesowe problemy. Za cel obrałam sobie uruchomienie moderowanych mastermindów jeszcze tej jesieni, czyli w 2023 roku.

Kiedy kurs dobiegł końca, miałam gotową ankietę zgłoszeniową dla osób zainteresowanych mastermindem, miałam dokładnie przemyślaną grupę odbiorców tej oferty – a to też była duża rozkmina. Miałam przeprowadzone już pierwsze rozmowy z osobami zainteresowanymi tym projektem. Miałam – uwaga! – listę kilkudziesięciu osób chętnych do odbycia takiej sesji. Miałam przemyślaną strategię cenową i – uwaga! – umówioną grupę na taki testowy mastermind złożony z kilku sesji.

A teraz rzucam pytanie w przestrzeń. Czy gdybym została z tym tematem sama, skończyłabym kurs, nie „przemastermindowałabym” sobie tego celu – czy bym to wszystko zrobiła? Oczywiście umiałabym to zrobić. I na tym polega cała magia mastermindu. Umiałabym to zrobić sama. Mastermindowe sesje w czasie szkolenia u Ani Dyl nie pokazały mi dokładnie, JAK ja mam to zrobić. One mi powiedziały, ŻE mam to zrobić, popchnęły mnie do działania.

Jestem przekonana, że gdyby nie to, pomysł stworzenia własnej grupy mastermindowej odłożyłabym do szuflady. Powiedziałabym: „Dobra, potrafię, mam certyfikat, fajnie, kiedyś to zrobię. Jak będzie czas”. A może przyszłyby wątpliwości: „Nigdy tego nie robiłaś. Kto się do tego zgłosi? Nie wiadomo, czy się do tego nadajesz”. Ale wydarzyło się coś innego – „przemastermindowałam” ten cel i właśnie rozpoczynam nabór do jesiennej edycji mastermindów moderowanych! Opowiem o tym więcej pod koniec tego podcastu, czyli już za chwilę.

Wróćmy do mojej tabelki. W pierwszej połowie roku Akademia, w drugiej połowie roku – mastermindy moderowane. Jeden projekt tam, jeden projekt tutaj. Mastermind mi pomógł, ale nie był to jeszcze jakiś dramatyczny zwrot akcji. Tyle że po kursie Ani poszłam za ciosem, bo uznałam, że sesja mastermindowa to jest absolutny hit. Dostałam propozycję dołączenia do nowej grupy i skorzystałam z niej w podskokach.

Co się wydarzyło? Przez wakacje zrealizowałam serię pięciu webinarów, nad którymi myślałam przez ostatnie pół roku. Nie, nie tworzyłam ich przez pół roku – ja tylko myślałam o tym, żeby je zrobić. Ostatecznie zaplanowanie ich, stworzenie części merytorycznej, prezentacji itp. zajęło mi kilka tygodni.

Druga rzecz – nawiązałam nową współpracę z agencją reklamową, co też odkładałam od marca. Dopiero po przegadaniu tego tematu na mastermindzie ruszyłam z kopyta. W ciągu dwóch tygodni miałam już podpisaną umowę.

Trzecia rzecz – skończyłam pisać e-book ćwiczeniowy (nie tylko) dla korektorów, do którego usiadłam na początku tego roku. Pomysł na ten e-book pojawił się z pięćset lat temu, ale na początku tego roku rozpisałam spis treści… no i tak sobie leżał w szufladzie, czekając na lepsze czasy. Pod wpływem mastermindów skończyłam go pisać. Aktualnie (nagrywam to początkiem września) jest w składzie i w październiku powinien się ukazać.

Kolejna rzecz – nawiązałam współpracę z prawniczką. Dzięki tej współpracy powstaną pakiety umów dla korektorów oraz dla autorów. Oragnizujemy wspólnie webinar o tematyce prawnej. Zerknij TUTAJ po więcej szczegółów.

I wreszcie – ruszyłam z projektem klubu subskrypcyjnego dla ludzi słowa, szczególnie dla korektorów aktywnie pracujących w zawodzie. Ten projekt odkładam chyba już od dwóch lat.

Pięć dużych, grubych projektów, a w sumie to nawet sześć, jeżeli dołączyć do tego mastermindy – w drugiej połowie roku. W pierwszej – Akademia. Jak to się wydarzyło? Mastermind. Doba mi się nie wydłużyła, mam dokładnie tyle samo czasu, tylko po prostu nie odkładam na później, nie mówię sobie, że to nie ten czas, nie wmawiam sobie, że nie mogę. Działam. Zewnętrzna motywacja, inspirowanie się innymi przedsiębiorczyniami, możliwość przegadania swoich pomysłów i przeszkód – to wszystko składa się na fakt, że obecnie mastermind jest dla mnie najlepszą, najbardziej efektywną formą rozwijania biznesu.

Dołącz do jesiennego mastermindu dla ludzi słowa

Jeżeli po wysłuchaniu tego podcastu masz poczucie, że Tobie też mastermind mógłby pomóc ruszyć z miejsca, w którym jesteś… Jeżeli masz w kajeciku projekty, które odkładasz od lat, a wiesz, że gdyby doczekały się realizacji, to przyniosłyby Ci już teraz realne korzyści – może to jest właśnie moment, żeby zacząć działać?

Tylko pamiętaj, że mastermind to nie jest kolejny kurs, to nie kolejne szkolenie, to nie jest nawet mentoring. To nie miejsce dla osób, które chcą być poprowadzone za rękę, jeszcze potrzebują zebrać zasoby, dużo się nauczyć – i chcą, żeby ktoś ich tego nauczył. To miejsce dla tych, którzy już mają wiedzę, mają zasoby, pomysły i potrzebują tylko (aż) wcielić te pomysły w życie. Czasem ten punkt: „wcielić w życie” – jest najtrudniejszy. Ale na szczęście nie musimy się z tym mierzyć sami, bo właśnie po to powstały mastermindy.

Jeżeli czujesz, że to jest narzędzie dla Ciebie, nie odkładaj tego na później, tylko wejdź teraz na tę stronę i wypełnij ankietę, którą tam znajdziesz. To nic zobowiązującego. Ja tę ankietę przeczytam, skontaktuję się z Tobą, porozmawiamy, wymienimy się wiadomościami albo umówimy się na rozmowę na żywo. I zdecydujesz, czy to będzie dla Ciebie jesień pod znakiem mastermindów.

Mastermind – reklama

The post PDSK#032 Mastermind – najlepsze narzędzie biznesowe (podcast) appeared first on Ewa Popielarz.

  continue reading

36 odcinków

Artwork
iconUdostępnij
 

Fetch error

Hmmm there seems to be a problem fetching this series right now. Last successful fetch was on April 11, 2024 12:32 (17d ago)

What now? This series will be checked again in the next day. If you believe it should be working, please verify the publisher's feed link below is valid and includes actual episode links. You can contact support to request the feed be immediately fetched.

Manage episode 377484584 series 2760076
Treść dostarczona przez Ewa Popielarz. Cała zawartość podcastów, w tym odcinki, grafika i opisy podcastów, jest przesyłana i udostępniana bezpośrednio przez Ewa Popielarz lub jego partnera na platformie podcastów. Jeśli uważasz, że ktoś wykorzystuje Twoje dzieło chronione prawem autorskim bez Twojej zgody, możesz postępować zgodnie z procedurą opisaną tutaj https://pl.player.fm/legal.

Zwykle kiedy siadam do rozpisywania skryptu kolejnego odcinka podcastu, mam w głowie jasną wizję tego, co chciałabym przekazać. Tym razem tak nie było. I to nie dlatego, że nie wiedziałam, o czym mówić. Wręcz przeciwnie – miałam w głowie tak dużo myśli, że po prostu nie potrafiłam zdecydować, jak je ułożyć w logiczny ciąg. A całe to zamieszanie przez zmianę tematu! Ten podcast nie będzie o pracy korektora czy freelancera, chociaż poniekąd wiąże się z tymi dziedzinami. Ten odcinek będzie o mastermindach, które są moim tegorocznym olśnieniem (bo odkrycie to za słabe słowo). Moim zdaniem to aktualnie najlepsze narzędzie do rozwijania swojego biznesu. Zapraszam Was na podcast o mastermindach!

Subskrybuj: Spotify | Apple Podcasts | Google Podcasts | YouTube | Inne

Montaż: Kamil Dudziński

Transkrypcja: Katarzyna Bień

Plan odcinka

  1. Moje początki z mastermindem
  2. Mastermind a inne formy rozwoju
  3. Rola moderatora
  4. Jak wygląda sesja mastermindowa
  5. Co najbardziej lubię w mastermindach
  6. W czym mi pomógł mastermind
  7. Dołącz do jesiennego mastermindu dla ludzi słowa

Źródła przywołane w odcinku

Transkrypcja podcastu #032 Mastermind – najlepsze narzędzie biznesowe

Moje początki z mastermindem

Powiedziałam, że mastermind to jest moje tegoroczne odkrycie, olśnienie, ale to nie do końca prawda. Tak – jest to moje odkrycie i olśnienie, tyle że niekoniecznie tegoroczne. W tego typu spotkaniach brałam udział już wcześniej. Ale teraz wiem, że to nie były mastermindy z prawdziwego zdarzenia, ale raczej rozmowy biznesowe. Tak bym je nazwała teraz – z perspektywy tego, co już wiem mastermindach.

Mniej więcej dwa lata temu razem z inną przedsiębiorczynią spotykałam się na takich konsultacjach online. Byłyśmy tylko we dwie i omawiałyśmy swoje problemy w prowadzeniu biznesu, mediów społecznościowych itp. Czułam się przez to mniej samotna w tym całym online’owym biznesie, który bardzo lubię, ale który skazuje większość osób pracujących w ten sposób na działanie w pojedynkę. Nie bez powodu o osobach, które prowadzą tego typu działalność, mówi się: soloprzedsiębiorcy.

Nasze spotkania ciągnęły się przez jakiś czas, rozmawiałyśmy sobie we dwie o naszych biznesowych bolączkach, a później to się urwało. Porzuciłam temat mastermindów, zapomniałam o nich. Ale w tym roku przygoda nagle odżyła. Podskórnie czułam już, że muszę wrócić do tych rozmów, bo – po pierwsze – z kolejnych szkoleń, w których uczestniczyłam, niczego nowego się nie dowiadywałam. Webinary już przestały odpowiadać na moje konkretne potrzeby.

Po drugie – nie miałam z kim o tym porozmawiać. Mogłam się wymienić uwagami z moim mężem, ale on zwykle mówił, że wszystko mu się podoba, że jest fajnie i żebym działała, a on mi pomoże, jak tylko będzie potrafił. To było bardzo wspierające, ale nie wskazywało mi, którą drogą mam pójść, nie ułatwiało mi podjęcia decyzji – bo decyzja i tak zawsze należy do mnie, niezależnie od tego, czy podejmuję ją sama, czy po konsultacji. Dzięki tym rozmowom miałam się przed kim wygadać. Czasem samo powiedzenie na głos tego, o czym się myśli, co się mieli w głowie – pomaga. Ale nie dawało mi to większego kopa do działania i do podejmowania decyzji, nie ułatwiało mi tego.

Kiedy na wiosnę 2023 roku jedna z osób, które obserwuję na Instagramie, ogłosiła, że tworzy czteroosobową grupę mastermindową – zgłosiłam się od razu. Poczułam, że to jest to! To jest to, czego mi brakuje. Zebrałyśmy się w cztery osoby – cztery dziewczyny, cztery przedsiębiorczynie. Bez moderatora ani moderatorki.

Ponoć nie ma przypadków. Dosłownie tydzień po tym, kiedy zgłosiłam się do tego mastermindu, napisała do mnie Ania Dyl, moje absolutne guru, jeśli chodzi o mastermindy – zresztą nie tylko moje. Ania napisała do mnie z propozycją wzięcia udziału w jej programie MasterMind Pro, czyli w szkoleniu dla moderatorów/moderatorek mastermindów. Naprawdę nie ma przypadków! Nie wiem, jak długo Ania zwykle namawia ludzi do udziału w swoim kursie, ale jest duże prawdopodobieństwo, że pobiłam jakiś rekord, bo naprawdę to była dosłownie sekunda. Przeczytałam maila od Ani i zobaczyłam błysk w głowie. Poczułam od razu, że to jest dokładnie to, czego mi brakowało.

Dopóki zajmowałam się głównie redakcją i korektą, współpracowałam z jednym, dwoma, trzema zleceniodawcami – radziłam sobie sama. Były to powtarzalne czynności, bez wielkich decyzji do podejmowania. Wystarczało mi w zupełności to, co wiedziałam, co sobie doczytałam, dosłuchałam, dopatrzyłam. Nie czułam potrzeby przegadywania tego z kimkolwiek.

Ale od 2020 roku prowadzę duże szkolenie dla korektorów – pod nazwą Akademia korekty tekstu. W 2023 roku odbyła się VI edycja tego szkolenia, więc już całkiem sporo osób przez nie przeszło. Jeszcze wcześniej, przed rokiem 2020, zaczęłam prowadzić webinary. Jednym słowem – poszłam w stronę szkoleń. I zaczęło się robić… problematycznie? Nie wiem, czy to jest dobre słowo. W każdym razie rzeczywiście coraz więcej problemów się nawarstwiało, coraz więcej było decyzji do podjęcia, coraz więcej możliwości, które musiałam przeanalizować, ocenić, bo nie byłam w stanie zrobić wszystkiego tego, co sobie wymyśliłam. Wtedy samotność w moim małym solobiznesie zaczęła mi powoli ciążyć.

A z drugiej strony – coraz więcej osób kończyło Akademię i zaczynało prężnie działać w online’owym świecie. Cały czas mam – głównie na Instagramie – kontakt z wieloma przedsiębiorcami i przedsiębiorczyniami nie tylko po Akademii. Widzę, jak świetne mają pomysły i niestety widzę też, jak często te pomysły nie przechodzą do fazy realizacji. Co więcej – doskonale ten stan rozumiem.

Bo ja sama na pomysł stworzenia Akademii wpadłam około 2018 roku. Mniej więcej dwa lata zajęło mi sprawienie, żeby Akademia ujrzała światło dzienne. Dwa lata! Oczywiście to jest kolosalny kurs i wiele czasu zajęło samo tworzenie materiałów, ale mogłabym to zrobić w kwartał, gdybym usiadła raz, a dobrze; gdybym miała cały know-how; gdybym wiedziała, jak to zrobić; gdybym miała motywację zewnętrzną; gdyby nie hamowali mnie syndrom oszusta do spółki z wewnętrznym krytykiem; gdybym się zmobilizowała i miała kogoś, z kim mogłabym przegadać trudności – i przeskoczyć przez nie szybciej. Zajęło mi to dwa lata, bo byłam sama.

Mastermind a inne formy rozwoju

Jestem przekonana, że gdybym wtedy – w momencie, kiedy tworzyłam Akademię – miała dostęp do takiego narzędzia, jakim jest mastermind, to stworzenie tego kursu może nie przyszłoby mi łatwiej, ale na pewno potoczyłoby się dużo, dużo szybciej. Tyle że ja wtedy nawet nie wiedziałam, że coś takiego jak mastermind istnieje. A nawet jeżeli kojarzyłam tę nazwę, to nie byłam w stanie sobie wyobrazić, jak taka sesja mastermindowa wygląda. Dlatego teraz, zanim przejdę do tego, co lubię w mastermindach i w czym mnie samej mastermind pomógł, poświęcę kilka słów temu, czym mastermind jest, czym takie spotkania różnią się od innych form rozwoju i jak taka sesja mastermindowa wygląda.

Weźmy sobie na tapet trzy różne formy edukacyjno-rozwojowe:

  • pierwsza – kursy, szkolenia, webinary,
  • druga – mentoring,
  • trzecia – mastermind.

Kursy, szkolenia, czyli mówienie: jeden do wielu. Mentoring: jeden do jednego albo do mniejszej grupy. I mastermind, czyli spotkania w małych grupach. Ale różnią się one od siebie nie tylko liczebnością. Żeby dobrze Wam to zobrazować, posłużę się – nomen omen – obrazem, czyli metaforą.

Wyobraźmy sobie las. A skoro mamy las, to musi się w nim znaleźć też Czerwony Kapturek. Albo dowolne inne dziewczę tudzież chłopiec, którzy chcą przez ten las przejść, bo po drugiej stronie jest cel, do którego dążą. Może to być chatka babci, Baby Jagi albo kogokolwiek innego, w każdym razie cel, do którego nasz bohater czy bohaterka chcą dotrzeć.

Załóżmy, że mamy trójkę bohaterów.

Pierwsza z tych osób nie ma zielonego pojęcia, co się w tym lesie znajduje. Stoi przed wielką ścianą drzew, która wygląda, jak mur w… „Grze o tron”. Nie ma żadnej mapy, żadnych narzędzi, żadnych wskazówek, które mogłyby ułatwić jej tę drogę. W zasadzie to może nawet nie do końca wiedzieć, jak ten cel, który jest po drugiej stronie, wygląda. I być może nawet gdyby go zobaczyła, toby go nie rozpoznała.

Taka osoba potrzebuje kursu, szkolenia. Potrzebuje, żeby ktoś ją wziął za rękę, podał jej mapę, nauczył ją z tej mapy korzystać, powiedział, gdzie są przeszkody, a najlepiej to ją jeszcze nad tymi przeszkodami przeniósł (to się zdarza rzadko) albo chociaż nauczył je omijać i przeprowadził na drugą stronę lasu. Wytłumaczył, jak szukać ścieżek, które grzyby zrywać, które są trujące itd. Osoba, która stała u wrót lasu, może na początku drogi nie mieć żadnej wiedzy, żadnych środków, żadnych zasobów, ale to nic, bo to człowiek prowadzący szkolenie dysponuje środkami. Taką formę rozwoju/pomocy zwykle wybierają ci, którzy do lasu wchodzą po raz pierwszy.

Ale jest też drugi bohater – człowiek, który w lesie już był, więc nie boi się wejść do środka. Stawia pierwsze kroki, zwykle całkiem nieźle zna swój cel, może nawet wiedzieć, jak szukać ścieżek, może mieć mapę, nawet jeśli niezbyt dokładną. Tyle że ta osoba nie do końca potrafi ocenić, która ze ścieżek zaznaczonych na mapie zaprowadzi ją do celu najszybciej. I kiedy staje na rozdrożu, jest w kropce. Nie ma dostatecznie dużo doświadczenia, środków, zasobów, żeby zdecydować, w którą stronę skręcić. Może oczywiście zrobić to na chybił trafił i liczyć na szczęście. Ale może po drodze wpaść w jakieś bagno.

Ta osoba potrzebuje mentora. Ma na tyle dużo zasobów, że kurs wiele w jej życiu nie zmieni, ale chciałaby skorzystać z wiedzy i z doświadczenia osoby, która na wędrówkach po lesie zjadła zęby. Dzięki temu nasz bohater szybciej dotrze do swojego celu i może mniej się ubrudzi po drodze.

No i wreszcie osoba numer trzy, czyli doświadczony piechur, koneser wędrówek po lasach. Osoba, która doskonale wie, do czego dąży, i – uwaga! to jest ważne! – z powodzeniem może tam dotrzeć samodzielnie, bo ma wszystkie do tego środki. Ale mimo to… zatrzymuje się w połowie drogi. Może brakuje jej motywacji, może brakuje odwagi, może jest wciąż za dużo możliwości, a jej trudno ocenić, na co się zdecydować. Nasz bohater widzi, gdzie jest bagno, gdzie są ruchome piaski, ale nadal pozostaje mu tyle opcji, że nie jest w stanie wybrać. Albo po prostu się boi. Albo nie wierzy, że jest w stanie sam osiągnąć cel.

Takie osoby bardzo często zapisują się na kolejne szkolenia, wykupują kolejne kursy, ale to im z jakiegoś powodu nic nie daje. Ciągle są w samym środku lasu, cel majaczy gdzieś na horyzoncie, ale w ogóle się nie przybliża. Te osoby mają wrażenie, że nie uczą się niczego nowego i mimo wszystkich odbytych szkoleń nie posuwają się do przodu. Co jest nie tak?

Ano nie tak jest to, że ta osoba jeszcze nie wierzy w to, że ma całą potrzebną jej w tym momencie wiedzę. Jedyne, czego potrzebuje, to zabranie się do działania. Działanie – to jest słowo klucz. Wtedy właśnie na scenę wkracza mastermind, czyli spotkania z innymi przedsiębiorcami, przedsiębiorczyniami, którzy są mniej więcej w tym samym miejscu, ale mają inne doświadczenia – z innych lasów, z innych dziedzin. Takie spotkanie to wymiana doświadczeń, która pozwala na jasne określenie kolejnych kroków. Nie przez kogoś z zewnątrz, przez mentora, tylko przez naszego bohatera! Przez tę osobę, która jest w środku lasu i najlepiej zna swój cel. Dzięki konsultacji z innymi, dzięki regularnym spotkaniom, dzięki subtelnej motywacji zewnętrznej – wreszcie zabierze się do działania i będzie kolejne kroki nie tylko definiować, precyzować, rozpisywać w punktach, ale też stawiać!

Jeszcze raz powtórzę, bo to jest bardzo ważne: DZIAŁANIE. Działanie – to słowo klucz w przypadku mastermindów. To forma rozwoju dla osób, które już mają wiedzę, mają wszystkie zasoby potrzebne do realizacji zamierzonego celu. I tylko potrzebują kopa do działania. Potrzebują rozmowy. To nie jest taki drobiazg, jak mogłoby się wydawać. Można by było pomyśleć: „Aaa, potrzebujesz rozmowy, to idź z kimś pogadaj. Nie masz jakichś kolegów, koleżanek, męża, żony, partnera, partnerki, mamy, taty? Pogadaj z nimi i działaj”.

Jakby to było takie proste, to mielibyśmy mnóstwo soloprzedsiębiorców ze wspaniałymi karierami, rozwiniętymi firmami, a dobrze wiemy, że tak nie jest. Nawet jeżeli ludzie mają potencjał do działania, to często nie działają. Dlaczego? Bo potrzebują merytorycznej rozmowy, potrzebują rozmowy z ludźmi, którzy ich zrozumieją. W samotności dopadają nas starzy znajomi, to znaczy wewnętrzny krytyk i syndrom oszusta. I ta samotność jest największą przeszkodą na drodze do celu.

Rola moderatora

Wiemy już, dla kogo mniej więcej są mastermindy, być może odnaleźliście się nawet w którymś z naszych bohaterów, ale teraz powiedzmy sobie jeszcze, jak właściwie wygląda mastermindowe spotkanie.

Przede wszystkim klasyczna grupa mastermindowa – taka, która dobrze działa i ma szansę rzeczywiście spełnić swoją funkcję – liczy sobie od czterech do pięciu osób. Pięć to już jest dużo, sesja mastermindowa będzie wtedy długo trwała, więc to raczej górna granica. Cztery lub pięć osób plus moderator albo moderatorka. Co robi taki moderator?

Zadaniem moderatora jest po pierwsze właściwe dobranie osób do grupy. Tak, żeby były trochę do siebie podobne, a trochę różne. Ich cele nie powinny się w stu procentach pokrywać. Nie jest to jakaś straszna przeszkoda, ale ważne, żeby te osoby nie miały poczucia, że są dla siebie konkurencją. To powinni być ludzie, którzy nie konkurują ze sobą, ale zrozumieją nawzajem swoje problemy i będą na podobnym poziomie rozwoju biznesu.

Wyobraźcie sobie, że w mastermindzie jest osoba, która ma pod sobą zespół dwudziestu ludzi, wyciąga milionowe przychody rocznie i dysponuje naprawdę ogromnymi środkami. Spotyka się z osobą, która jest soloprzedsiębiorcą, może ma wirtualną asystentkę albo asystenta, a może działa samodzielnie. A przychody? Do miliona jeszcze się nie zbliżają. Owszem – te osoby mogą ze sobą porozmawiać, ale ta, która jest w biznesie pięćset kroków dalej, mogłaby być raczej mentorem czy mentorką dla drugiej. Drugi uczestnik z kolei może działać dla kolegi czy koleżanki jako przedstawiciel czy przedstawicielka grupy docelowej, jeżeli rzeczywiście się w niej znajduje. Ale nie będą na równi, na tym samym poziomie w mastermindzie. A to jest bardzo ważne.

Inny przykład. Nie najlepiej się sprawdzi połączenie w jednej grupie osoby, która rozwija biznes w sieci, czyli biznes online, z kimś, kto działa wyłącznie stacjonarnie. Tutaj mam trochę mnie zastrzeżeń, bo być może znalazłyby się punkty wspólne, które pozwoliłyby tym osobom adaptować pewne rozwiązania do swoich biznesów – może byłoby to nawet kreatywne, twórcze. Ale gdybym miała strzelać w ciemno, tobym powiedziała, że sposoby ich działań będą jednak tak różne, że mogą się za bardzo rozjechać.

Właśnie dlatego tak ważne jest odpowiednie dobranie grupy. I to jest zadanie moderatora. Bo grupa mastermindowa oczywiście może się skrzyknąć samodzielnie – tak jak te, w których ja uczestniczyłam. Pierwsza była dwuosobowa, więc już teraz widzicie, dlaczego nazwałam ją na początku bardziej rozmowami biznesowymi niż mastermindem z prawdziwego zdarzenia. Druga grupa była już czteroosobowa. I rzeczywiście wiele rzeczy nas łączyło, chociażby praca online, ale nie miałyśmy moderatora i nikt dokładnie nie ocenił, czy rzeczywiście jesteśmy na podobnym poziomie rozwoju biznesowego i czy się będziemy uzupełniać. I tak fajnie to się sprawdzało, bo sam mastermind jest taką formą pomocy, że zadziała, nawet jeśli są jakieś niedostatki. Ale gdy moderator przygotuje ankietę na początek, porozmawia z osobami chętnymi do dołączenia do mastermindu, to mamy dużo większe prawdopodobieństwo, że spotkania naprawdę dadzą dużego naszemu biznesowi.

Drugim zadaniem moderatora jest utrzymać grupę w ryzach. To rola człowieka z zegarkiem. Moderator pilnuje czasu, pilnuje też kontraktu, czyli ustaleń, na które wszyscy się na początku godzą. Na przykład: pilnowania czasu. Jeżeli skończy się czas dla danej osoby – będę o tym czasie jeszcze za moment mówić – to moderator ma prawo, a wręcz obowiązek przerwać rozmowę. I nikt nie powinien się za to na niego obrażać, bo jest to w kontrakcie.

Dzieje się tak nie po to, żeby wytworzyć jakieś opresyjne formy kontroli, tylko po to, żeby każdy z uczestników wyniósł z sesji maksymalną wartość i żeby nikt nie czuł się pominięty.

Moderator zapewnia też miejsce do spotkań. Mogą to być oczywiście spotkania stacjonarne, ale najczęściej jednak odbywają się w sieci. Moderator tworzy pokój, w którym się spotykamy, czy to na Zoomie, czy na Discordzie, czy gdziekolwiek indziej. Utrzymuje kontakt z grupą, dba o to, żeby każdy dostał link do pokoju, żeby wiedział, o której godzinie jest spotkanie. Jeżeli ktoś pomiędzy spotkaniami ma jakieś problemy, sprawy organizacyjne do omówienia, to zgłasza się do moderatora, bo wie, że jest taka osoba, która trzyma wszystko w ryzach. Gdyby ktoś zachorował, coś by komuś wypadło, moderator kontaktuje się z innymi i ustala inny termin spotkania. Dzięki temu uczestnicy mogą się skupić na najważniejszym, czyli na czym? Na działaniu oczywiście.

I na koniec – moderator pomaga sformułować pytanie, sformułować problem, z którym każdy z uczestników przychodzi na spotkanie. To kluczowy element każdego mastermindu, więc musimy się przy tym punkcie zatrzymać nieco dłużej.

Jak wygląda sesja mastermindowa

Klasyczny mastermind w grupie cztero- czy pięcioosobowej zaczyna się od krótkiej sesji na dobry początek. Każdy z uczestników ma wtedy dosłownie kilka minut na to, żeby powiedzieć, z jakim nastawieniem rozpoczyna spotkanie i jak sobie poradził z zadaniami, które sam sobie wyznaczył na ostatniej sesji.

To działa mobilizująco. Jeżeli między mastermindami dopadnie nas prokrastynacja, zniechęcenie, to będziemy mieć z tyłu głowy myśl, że na początku spotkania trzeba będzie powiedzieć, że nie dopełniliśmy zobowiązań. Oczywiście nikt nam nie da za to minusika, nikt nas nie ukarze. Nie wywiążemy się tylko przed sobą, ale… Jest to jednak pewien rodzaj zewnętrznej motywacji. Trochę głupio przyznać, że się nie wypełniło deklaracji. I niby wiemy, że bierzemy sami za siebie odpowiedzialność, ale myślę, że rozumiecie, o czym mówię. Jeśli powiemy coś publicznie, chociażby w czteroosobowej grupie (plus moderator czy moderatorka), to już nadaje deklaracji wyższą rangę.

Podzielenie się nastrojem na starcie też nie jest bezzasadne. Moglibyście sobie pomyśleć: „A tam, taka gadka szmatka, pitu, pitu. Co niby daje mówienie o tym, jak się dzisiaj czuję i czy mnie głowa boli, czy nie boli”. Po pierwsze – ktoś może mieć naprawdę trudny życiowo czas, ale mimo to przyjść na mastermind. Jest mu ciężko, nie spał trzy noce, coś złego się dzieje, może jakaś choroba w rodzinie… Jeżeli dowiemy się o tym na początku, to łatwiej nam zrozumieć zachowania tego człowieka, łatwiej nam pojąć, dlaczego jest dziś przygaszony. Nie wyskoczymy wtedy z nietaktownym pytaniem typu: „Hej! Co tam? Uśmiechnij się! Zawsze tak tryskasz humorem. Gdzie te twoje żarciki?”. Będziemy delikatniejsi, a ta osoba będzie się czuła bezpieczniej.

Poza tym ciekawe jest to, jak nastrój się zmienia wraz z trwaniem mastermindu. Bardzo często na początku wiele osób mówi, że są zmęczone, niewyspane, że mają dużo pracy. Zwykle na mastermindach spotykają się przedsiębiorcy. No a jak ktoś jest przedsiębiorcą, pracuje na własny rachunek, to pracy jest zwykle więcej, niż da się ogarnąć. Więc to nie jest dziwne, że jesteśmy zmęczeni.

Ale – co ciekawe – najczęściej pod koniec spotkania to zmęczenie znika albo kryje się pod masą pomysłów, od których głowa aż pęka! Pod dobrą energią, która nas aż rozsadza od środka, bo mamy poczucie, że endorfiny szaleją. Mamy poczucie, że komuś pomogliśmy. Ktoś przyszedł z problemem, zrobiliśmy burzę mózgów, ten ktoś notował, uśmiechnął się, ma jakieś postanowienia. A ktoś inny pomógł nam i nagle wiemy, jak rozwiązać problem, albo wiemy, że droga, którą wybraliśmy, jest dobra. To takie wirtualne ładowanie baterii i gromadzenie kolejnych zasobów do działania.

Długo mówiłam o tym wprowadzeniu, które de facto jest bardzo krótkie, bo to dosłownie po kilka minut na osobę. Ale to naprawdę istotny element. Ja sama zrozumiałam to dopiero wtedy, kiedy tego doświadczyłam. Chcę to więc podkreślić, żebyście sobie nie pomyśleli, że można się spóźnić pięć minut na mastermind, najwyżej się nie usłyszy początku, ale nic się nie traci. No nie, każdy element jest bardzo ważny!

Przejdźmy do kluczowej części mastermindu, czyli do tak zwanych zgłoszeń. I tu się należy pewne wprowadzenie. Cały cykl spotkań mastermindowych może trwać około trzech miesięcy. W tym czasie spotykamy się średnio co dwa–trzy tygodnie. Każdy z uczestników mastermindu dąży przez ten kwartał do zrealizowania jakiegoś celu. Może to być rozkręcenie mediów społecznościowych, stworzenie i zautomatyzowanie newslettera albo wprowadzenie innych automatyzacji w biznesie, może to być wypuszczenie w świat kursu albo e-booka, albo książki, albo założenie strony internetowej, bloga, podcastu… Na kolejnych spotkaniach popychamy te cele do przodu, wykonując kolejne kroki.

I to właśnie te kroki są przedmiotami zgłoszeń. Oczywiście będą takie, które jesteśmy w stanie wykonać samodzielnie, bez konsultacji, bo na przykład świetnie piszemy, więc jak już ustalimy sobie strukturę maili, które będziemy wysyłać w newsletterze (bo nam to podpowiedzą nasi współmastermindowicze), sami sobie ten newsletter napiszemy. Nikt nie będzie musiał tego sprawdzać. Ale będą na tej drodze też kroki, które sprawią nam większą trudność. I to nie jest tak, że sobie z nimi nie poradzimy. Poradzimy, tylko będziemy musieli znaleźć informacje, coś doczytać, czegoś się dowiedzieć… Będziemy mieć nagle przesyt informacji, bo znalezienie ich w internecie w dzisiejszych czasach pewnie nie sprawi nam większych problemów, ale już selekcja może być problemem, gdy robimy to po raz pierwszy.

Załóżmy, że chcemy założyć newsletter, ale nie wiemy za bardzo, jaki powinien być pierwszy krok. Coś tam czytaliśmy, ale nasza wiedza jest tak nieuporządkowana, tak chaotyczna, że od kilku miesięcy myślimy o tym, że warto by newsletter założyć, ale nie stawiamy pierwszego kroku. Bo się boimy, bo nie wiemy, jak ten krok powinien wyglądać, albo nie wiemy, czy będzie słuszny. W związku z tym nie robimy go wcale i newslettera nie ma.

I tutaj przychodzi z pomocą mastermind. Każda z osób, które biorą udział w mastermindzie, ma dla siebie 20 minut. Może w tym czasie poprosić grupę na przykład o określenie plusów i minusów newsletterów. Inni mastermindowicze wcale nie muszą swoich newsletterów prowadzić – wystarczy, że jakieś czytają. Ich zadaniem nie jest powiedzieć nam, co mamy dokładnie zrobić. To nie na tym polega mastermind. Osoby, które są z nami w grupie, mają zarzucić nas swoimi doświadczeniami, swoimi przemyśleniami, swoimi – uwaga! – pytaniami, z których my wybierzemy to, co jest dla nas najistotniejsze, najważniejsze, najkorzystniejsze. I podejmiemy samodzielnie jakąś decyzję.

W kontekście newsletterów można zapytać na przykład o przykładowe sekwencje powitalne. Takie, które osoby z naszej grupy albo same tworzą, albo same dostają. Mogą to być newslettery z zupełnie innej branży niż osoby, która to zgłoszenie przedstawiła, ale ona już sobie to u siebie wykorzysta i dostosuje do swoich potrzeb.

Można też dopytać o ciekawe lead magnety. Można poprosić o feedback do maila powitalnego albo do landing page’a, który będzie zachęcał do zapisów na nasz newsletter. Można omówić sposoby reklamowania takiego mailingu albo tematy, jakie warto w nim poruszać, czy metody nienachalnej sprzedaży produktów i usług przez newsletter. To już co najmniej kilka tematów, więc materiał do pracy na kilka kolejnych tygodni.

Jeżeli po każdej takiej sesji będziemy wychodzić z zeszytem zapisanym różnymi pomysłami i z konkretnym zadaniem i jeżeli będziemy rzeczywiście popychać pracę do przodu – to po trzech miesiącach landing page będzie hulać, będą już pierwsi subskrybenci newslettera, będzie stworzona sekwencja powitalna i pewnie już jakieś pierwsze maile od nas wyjdą, a może nawet pojawi się pierwszy zarobek. Cel na dany kwartał – ten cel, który był odkładany przez długie miesiące, bo tak ciężko było zrobić pierwszy krok – zostanie zrealizowany! Od planowania przejdziemy do działania. Bo na działaniu polega mastermind.

To były zgłoszenia, czyli kluczowe, dwudziestominutowe fragmenty mastermindu, przeznaczone dla każdej z biorących w nim udział osób. Pod koniec każdej sesji przychodzi jeszcze czas na podsumowania. Znów każda z osób dostaje kilka minut dla siebie, żeby podzielić się tym, z czym dzisiaj wychodzi. Króciutko mówi o tym, jakie ma wnioski, co ją najbardziej uderzyło, a potem – uwaga! – określa precyzyjnie swoje zadanie na najbliższe dwa czy trzy tygodnie – do kolejnego mastermindu. W doprecyzowaniu zadania pomaga moderator, który dopilnuje, żeby było ono konkretne, ale też żeby nie wziąć na siebie za dużo. Bo nie sztuką jest zobowiązać się do tysiąca rzeczy, a potem frustrować się, że się ich nie zrealizowało.

Tutaj sesja się kończy. Żegnamy się i widzimy się następnym razem za dwa, trzy tygodnie. W sumie spotkanie trwa około dwóch i pół godziny w grupie czteroosobowej. Tak, na mastermind trzeba mieć czas! Ale ten czas to inwestycja. Dzięki temu nie marnujemy kolejnych tygodni, miesięcy, a czasem nawet lat na myślenie o tym, co moglibyśmy zrobić. Tylko po prostu siadamy i to robimy.

Co najbardziej lubię w mastermindach

Co już wiemy? Wiemy już, dla kogo jest mastermind. Wiemy, jak mniej więcej sesja mastermindowa wygląda. Teraz pora na trzy rzeczy, dla których ja tak bardzo polubiłam mastermindy.

Po pierwsze – milczenie

Po tym, jak zgłosisz swój problem i wspólnie z moderatorem doprecyzujesz, o co Ci tak naprawdę chodzi – wyciszasz mikrofon. Twoja rola w tym momencie się kończy, teraz już tylko słuchasz, a właściwie to słuchasz. I notujesz. Moderator zadba o to, żeby Twoje zgłoszenie było jasne dla wszystkich, żeby nie było zbyt ogólne (bo wtedy dostaniesz mnóstwo ogólnikowych rad, z którymi dalej nic nie zrobisz), ale też – żeby nie było to pytanie typu A czy B. Bo uczestnicy mastermindu nie są po to, żeby Ci powiedzieć, czy masz iść ścieżką A, czy ścieżką B. Ty to wiesz najlepiej, bo Ty znasz swoją sytuację, zasoby, możliwości. Grupa ma Ci tylko dać kontekst potrzebny do podjęcia tej decyzji.

Kiedy grupa daje Ci ten kontekst, Ty milczysz. Dlaczego milczenie jest tak ważne? Przede wszystkim dlatego, że chroni Cię przed efektem ping-ponga. Jeżeli krok, który masz postawić, jest dla Ciebie trudny – a jest trudny, bo w przeciwnym wypadku mastermind byłby Ci niepotrzebny – to masz w sobie pewnie wiele oporu, przekonań, które blokują Cię przed działaniem. Jeżeli więc ktoś z grupy rzuci propozycję, to Twoją pierwszą myślą może być: „Nieee, to się nie uda. Tak się nie da. To nie wyjdzie”.

Ale milczysz. Milczysz, słuchasz, notujesz. Pozwalasz, żeby myśli bombardowały Ci głowę, wpuszczasz je do głowy, nie odbijasz, zanim zdążą się tam zakotłować, zadomowić i połączyć z innymi myślami. To mogą być myśli, które już Ci do głowy przychodziły i które były przez jakieś przekonania, opory odrzucone. To mogą być myśli zupełnie nowe. To mogą być myśli sprzeczne z Twoimi założeniami. A może właśnie będą to myśli potwierdzające, że to, co od miesięcy planujesz, jest właściwą drogą. Pozwalasz na razie, żeby to wszystko w Tobie pracowało. I milczysz, i notujesz.

I nie musisz się nawet (a w zasadzie to nawet nie możesz) od razu do tego odnosić. Notujesz, kończy się Twój czas, sekundka przerwy na uspokojenie, ciszę, zebranie myśli – i przechodzimy do kolejnego zgłoszenia. Na samym końcu mastermindu będziesz mieć kilka minut w ciszy na powrót do tych notatek, przemyślenie wszystkiego, podsumowanie i zadeklarowanie działań na kolejne dwa tygodnie.

Po drugie – czerpanie ze zgłoszeń innych osób

Druga rzecz, którą bardzo lubię w mastermindach, to czerpanie ze zgłoszeń innych osób. Być może ktoś z Was miał takie myśli: „Łeee, mam dwie i pół godziny siedzieć, a dla mnie jest tylko dwadzieścia minut? Bez sensu, co ja z tego wyciągnę?”. Ale to nie tak! Na początku mówiłam o odpowiednim dobraniu grupy. Dlaczego to jest tak ważne? Właśnie dlatego, że osoby z Twojego mastermindu, będą do Ciebie podobne. Ich biznesowe problemy będą podobne. Wasze branże nawet nie muszą się pokrywać, nie musicie mieć takich samych celów.

Wiele razy w mastermindach, w których uczestniczyłam albo które moderowałam, zdarzało się, że ktoś mówił w podsumowaniu, że ze swojego zgłoszenia wyciąga dla siebie to i to, a ze zgłoszenia na przykład Magdy wyciąga to i to. Bo czerpiemy dla siebie nie tylko przez nasze dwadzieścia minut. Cały mastermind to jedna wielka skarbnica praktycznej wiedzy i motywacji. A także różnego podejścia każdego z uczestników.

Każdy z nas jest inny. Jedna osoba, kiedy usłyszy jakieś zgłoszenie, będzie się skupiała na technikaliach i powie: „Jest ci potrzebne to, to i to. Wypróbuj ten program, przetestuj to, przeczytaj tę książkę, zaobserwuj tego człowieka”. Inna osoba uderzy w aspekt wewnętrznych przekonań, motywacji. Jeszcze inna poda Ci przykłady z zupełnie innej branży, które możesz wykorzystać. To naprawdę ogromna skarbnica różnych pomysłów, które się kumulują i bombardują Cię przez te dwadzieścia minut, ale też w czasie, kiedy roztrząsacie problemy innych osób.

Wartość ma to nawet wtedy, kiedy osoby z Twojej grupy będą powtarzały to samo! Często się zdarza, że ktoś zaczyna odpowiadać na Twoje zgłoszenie, coś proponuje, a druga osoba mówi: „Ej, to samo miałam powiedzieć” – i kontynuuje. Teoretycznie mówi to samo, ale czasami ważne jest, żeby usłyszeć coś, o czym doskonale wiemy, ale wypowiedziane innymi słowami.

Podam teraz przykład zupełnie spoza mastermindu. Wiem dobrze, że trzeba pić wodę, dużo wody. Czytałam o tym, miałam różne habit trackery: na papierze, na komórce… Różni lekarze mi o tym mówili. Czasem wodę piłam, czasem nie. Jakoś nie mogłam się do tego zmobilizować. I dopiero w momencie, kiedy kardiolożka powiedziała mi kiedyś: „WODA! Ewa, woda! (Pani doktor była bardzo bezpośrednia, od razu mówiła na ty). Masz pić tyle wody, żeby ci się wylewało uszami!” – nie wiem, co się wydarzyło! Coś we mnie kliknęło i pomyślałam: „Ahaaa, to o to chodzi!”.

Pewnie jakiś psycholog by wyjaśnił, jaki mechanizm tu zadziałał. Ale naprawdę od tamtego momentu piję wodę. Tyle, ile trzeba, a nawet więcej, bo przecież kardiolożka powiedziała, że ma się wylewać uszami.

I na matermindzie też tak bywa. Usłyszysz coś, o czym doskonale wiesz, i nagle: pyk! Coś zaskoczy! I powiesz sobie: „Da się, dam radę, zrobię to”. I to zrobisz. Bo wiesz już, że to jest najlepszy czas na działanie.

Po trzecie – pytania

No i wreszcie trzeci element, za który lubię mastermindy – pytania. Smutna refleksja na początek: wydaje mi się, że to ze szkoły wychodzimy z przekonaniem, że kto pyta, ten nie wie. Oczywiście powstają różne szkoły, wszystko zależy od nauczycieli i chwała tym, którzy to zmieniają. Ale niestety często bywa tak, że kiedy Jasiu zada pytanie na lekcji, to nie dostaje wprost odpowiedzi i nie jest chwalony za to, że zapytał, tylko pytanie jest rzucane dalej w klasę: „No kto odpowie Jasiowi? No kto powie? Marysia, wstań, odpowiedz. Pięknie, Marysiu, siadaj, dostajesz plusika. A Ty, Jasiu, następnym razem się przygotuj”. I z czym ma nasz Jaś wyjść? Przecież on nic złego nie zrobił – zadał pytanie, bo chciał się dowiedzieć. Nie wiedział, ale zadał pytanie. Poszedł najkrótszą drogą do celu. Zadał pytanie, żeby wiedzieć więcej. Ale niestety dowiedział się głównie tego, że zadawanie pytań nie świadczy o nim najlepiej. Czy w przyszłości taki Jasiu będzie zadawał pytania? Pewnie się sto razy zastanowi, zanim to zrobi.

Niestety widzę to w grupach, które prowadzę, a które zrzeszają dorosłych ludzi. W grupie dla kursantów Akademii pierwsze dni to przekonywanie dorosłych ludzi, że mogą zadawać pytania i że to nie świadczy o nich źle. Bo pytania to jest klucz do uzyskania odpowiedzi. W czasie mastermindu czasem sformułowanie pytania, które zadamy grupie, trwa dziesięć–piętnaście minut.

Kiedy ja na kursie u Ani Dyl byłam moderatorką, to jedno pytanie formułowałam z osobą, która je wtedy przedstawiała grupie, około ośmiu minut. To prawie połowa czasu przeznaczonego dla danej osoby. Na odpowiedzi nie zostaje wtedy wiele miejsca, ale samo właściwe sformułowanie pytania pozwala uświadomić sobie, w czym tkwi problem. A jak już problem jest zlokalizowany, to rozwiązanie go to tylko kwestia czasu.

Innym razem mogą nam pomóc nie odpowiedzi osób, które są w naszej grupie, ale zadanie przez nich pytania. Przypominam, że nie odpowiadamy na nie od razu – chyba że to jest pytanie doprecyzowujące, które pozwala grupie lepiej się odnieść do tematu. Wtedy tak, włączamy mikrofon na chwilkę i szybciutko odpowiadamy. Ale czasem pytania lecą w przestrzeń i można poczuć frustrację, no bo jak to – przychodzimy na mastermind po pomysły, wskazówki, doświadczenia. A tutaj znowu kolejne pytania! To mało mam swoich? Ale nie mogę tego powiedzieć od razu, bo milczę – mam wyciszony mikrofon. Zapisuję sobie te pytania. I nawet jeżeli one zostaną ze mną przez najbliższy tydzień, to w końcu dojdę do tego, jak na nie odpowiedzieć. A bardzo często odpowiedzi na te pytania będą równocześnie rozwiązaniem, które popchnie mnie do celu.

W czym mi pomógł mastermind

Pięknie się opowiada o teorii mastermindowej, ale teraz konkrety, twarde dane, fakty. Pokażę Wam wpływ mastermindu na moją działalność biznesową na przykładzie roku 2023:

Moje plany na rok 2023

W pierwszej połowie roku działałam jeszcze bez wsparcia mastermindów. Zrealizowałam wtedy – oprócz prac redakcyjnych – jeden projekt, czyli Akademię korekty tekstu. Ponieważ to była szósta edycja, to cały know-how już miałam opracowany. I oczywiście same spotkania na żywo, pomoc kursantom, obecność w grupie – wszystko to zabiera bardzo dużo czasu, ale robię to od trzech lat i wiem, jak to sobie zorganizować. Spokojnie mogłabym w tym czasie wygospodarować chwilę na inne projekty – i nawet miałam taki plan. Ale ten plan rozbił się o coś. Właściwie to nawet nie wiem, co to było. Jakieś niewidzialne wyboje zablokowały mnie na tyle, że poprzestałam na Akademii.

Na wiosnę zaczęła się moja przygoda z mastermindami. Najpierw dołączyłam do grupy – łącznie ze mną – czterech przedsiębiorczych kobiet. To była, tak jak wspominałam, grupa niemoderowana. Potem zaczęłam kurs Ani Dyl, który w znacznej mierze opiera się na praktyce, czyli na sesjach mastermindowych. Miałam okazję w czasie tych sesji i być moderatorką, i wielokrotnie siedzieć na – jak to mówi Ania – krześle miłości, a więc prezentować swoje biznesowe problemy. Za cel obrałam sobie uruchomienie moderowanych mastermindów jeszcze tej jesieni, czyli w 2023 roku.

Kiedy kurs dobiegł końca, miałam gotową ankietę zgłoszeniową dla osób zainteresowanych mastermindem, miałam dokładnie przemyślaną grupę odbiorców tej oferty – a to też była duża rozkmina. Miałam przeprowadzone już pierwsze rozmowy z osobami zainteresowanymi tym projektem. Miałam – uwaga! – listę kilkudziesięciu osób chętnych do odbycia takiej sesji. Miałam przemyślaną strategię cenową i – uwaga! – umówioną grupę na taki testowy mastermind złożony z kilku sesji.

A teraz rzucam pytanie w przestrzeń. Czy gdybym została z tym tematem sama, skończyłabym kurs, nie „przemastermindowałabym” sobie tego celu – czy bym to wszystko zrobiła? Oczywiście umiałabym to zrobić. I na tym polega cała magia mastermindu. Umiałabym to zrobić sama. Mastermindowe sesje w czasie szkolenia u Ani Dyl nie pokazały mi dokładnie, JAK ja mam to zrobić. One mi powiedziały, ŻE mam to zrobić, popchnęły mnie do działania.

Jestem przekonana, że gdyby nie to, pomysł stworzenia własnej grupy mastermindowej odłożyłabym do szuflady. Powiedziałabym: „Dobra, potrafię, mam certyfikat, fajnie, kiedyś to zrobię. Jak będzie czas”. A może przyszłyby wątpliwości: „Nigdy tego nie robiłaś. Kto się do tego zgłosi? Nie wiadomo, czy się do tego nadajesz”. Ale wydarzyło się coś innego – „przemastermindowałam” ten cel i właśnie rozpoczynam nabór do jesiennej edycji mastermindów moderowanych! Opowiem o tym więcej pod koniec tego podcastu, czyli już za chwilę.

Wróćmy do mojej tabelki. W pierwszej połowie roku Akademia, w drugiej połowie roku – mastermindy moderowane. Jeden projekt tam, jeden projekt tutaj. Mastermind mi pomógł, ale nie był to jeszcze jakiś dramatyczny zwrot akcji. Tyle że po kursie Ani poszłam za ciosem, bo uznałam, że sesja mastermindowa to jest absolutny hit. Dostałam propozycję dołączenia do nowej grupy i skorzystałam z niej w podskokach.

Co się wydarzyło? Przez wakacje zrealizowałam serię pięciu webinarów, nad którymi myślałam przez ostatnie pół roku. Nie, nie tworzyłam ich przez pół roku – ja tylko myślałam o tym, żeby je zrobić. Ostatecznie zaplanowanie ich, stworzenie części merytorycznej, prezentacji itp. zajęło mi kilka tygodni.

Druga rzecz – nawiązałam nową współpracę z agencją reklamową, co też odkładałam od marca. Dopiero po przegadaniu tego tematu na mastermindzie ruszyłam z kopyta. W ciągu dwóch tygodni miałam już podpisaną umowę.

Trzecia rzecz – skończyłam pisać e-book ćwiczeniowy (nie tylko) dla korektorów, do którego usiadłam na początku tego roku. Pomysł na ten e-book pojawił się z pięćset lat temu, ale na początku tego roku rozpisałam spis treści… no i tak sobie leżał w szufladzie, czekając na lepsze czasy. Pod wpływem mastermindów skończyłam go pisać. Aktualnie (nagrywam to początkiem września) jest w składzie i w październiku powinien się ukazać.

Kolejna rzecz – nawiązałam współpracę z prawniczką. Dzięki tej współpracy powstaną pakiety umów dla korektorów oraz dla autorów. Oragnizujemy wspólnie webinar o tematyce prawnej. Zerknij TUTAJ po więcej szczegółów.

I wreszcie – ruszyłam z projektem klubu subskrypcyjnego dla ludzi słowa, szczególnie dla korektorów aktywnie pracujących w zawodzie. Ten projekt odkładam chyba już od dwóch lat.

Pięć dużych, grubych projektów, a w sumie to nawet sześć, jeżeli dołączyć do tego mastermindy – w drugiej połowie roku. W pierwszej – Akademia. Jak to się wydarzyło? Mastermind. Doba mi się nie wydłużyła, mam dokładnie tyle samo czasu, tylko po prostu nie odkładam na później, nie mówię sobie, że to nie ten czas, nie wmawiam sobie, że nie mogę. Działam. Zewnętrzna motywacja, inspirowanie się innymi przedsiębiorczyniami, możliwość przegadania swoich pomysłów i przeszkód – to wszystko składa się na fakt, że obecnie mastermind jest dla mnie najlepszą, najbardziej efektywną formą rozwijania biznesu.

Dołącz do jesiennego mastermindu dla ludzi słowa

Jeżeli po wysłuchaniu tego podcastu masz poczucie, że Tobie też mastermind mógłby pomóc ruszyć z miejsca, w którym jesteś… Jeżeli masz w kajeciku projekty, które odkładasz od lat, a wiesz, że gdyby doczekały się realizacji, to przyniosłyby Ci już teraz realne korzyści – może to jest właśnie moment, żeby zacząć działać?

Tylko pamiętaj, że mastermind to nie jest kolejny kurs, to nie kolejne szkolenie, to nie jest nawet mentoring. To nie miejsce dla osób, które chcą być poprowadzone za rękę, jeszcze potrzebują zebrać zasoby, dużo się nauczyć – i chcą, żeby ktoś ich tego nauczył. To miejsce dla tych, którzy już mają wiedzę, mają zasoby, pomysły i potrzebują tylko (aż) wcielić te pomysły w życie. Czasem ten punkt: „wcielić w życie” – jest najtrudniejszy. Ale na szczęście nie musimy się z tym mierzyć sami, bo właśnie po to powstały mastermindy.

Jeżeli czujesz, że to jest narzędzie dla Ciebie, nie odkładaj tego na później, tylko wejdź teraz na tę stronę i wypełnij ankietę, którą tam znajdziesz. To nic zobowiązującego. Ja tę ankietę przeczytam, skontaktuję się z Tobą, porozmawiamy, wymienimy się wiadomościami albo umówimy się na rozmowę na żywo. I zdecydujesz, czy to będzie dla Ciebie jesień pod znakiem mastermindów.

Mastermind – reklama

The post PDSK#032 Mastermind – najlepsze narzędzie biznesowe (podcast) appeared first on Ewa Popielarz.

  continue reading

36 odcinków

Wszystkie odcinki

×
 
Loading …

Zapraszamy w Player FM

Odtwarzacz FM skanuje sieć w poszukiwaniu wysokiej jakości podcastów, abyś mógł się nią cieszyć już teraz. To najlepsza aplikacja do podcastów, działająca na Androidzie, iPhonie i Internecie. Zarejestruj się, aby zsynchronizować subskrypcje na różnych urządzeniach.

 

Skrócona instrukcja obsługi